- Ciociu, widziałaś może różowe balony? A świeczki? – krzyknął Tadashi – Nigdzie nie mogę ich znaleźć!
- A po co ci świeczki? – zdumiała się ciocia Cass
- No... do tego tortu co miałaś zrobić! Tego o którego prosiła cię Honey! – odkrzyknął załamany chłopak. Ta cała sytuacja go przerastała. Nie miał doświadczenia w przygotowywaniu przyjęć urodzinowych i pewnie w ogóle by się za to nie zabrał, ale skoro Honey tak go ładnie poprosiła… Nie potrafił jej odmówić.
-Mam! Mam! Znalazłem w safie! – krzyczał Hiro biegnąc po stromych schodach w kierunku Tadashiego i ściskając w rączce pudełko czerwonych świeczek. Podał bratu zgubę i uśmiechnął się od ucha do ucha pokazując przy tym swój brak jedynki.
- Dzięki, mały – Tadashi uśmiechnął się do braciszka i zmierzwił mu i tak potarganą czuprynę. - Nie! Nie tak! – zawołał i pobiegł do opiekunki starającej się ładnie rozmieścić balony w kawiarni.
Wysłał ciocię do kuchni, żeby zaczęła robić tort, a sam wszedł na drabinę. Właśnie ,,bawił się” przymocowując balony do karnisza, kiedy usłyszał głośne ,,Cześć Tadashi!”
Spojrzał w dół i zobaczył szeroko uśmiechniętą Honey Lemon we własnej osobie. Oślepiony blaskiem jej okularów stracił równowagę i nie wiadomo, czy na jego szczęście, czy nieszczęście spadł prosto w jej ramiona. Z jednej strony był zachwycony, a z drugiej zażenowany całym widowiskiem i wzrokiem około piętnastu klientów kawiarni. Dało się słyszeć także ciche chichotanie zza blatu należące do małego Hiro.
Nastolatek lekko oszołomiony w mgnieniu oka stał już obok swojej wyższej o głowę przyjaciółki.
Jego twarz pokryta była wielkim rumieńcem.
- Okej… to…- zaczęła lekko skołowana Honey- ta oferta urodzin jest nadal aktualna?
-Tttt.. tak, tak, TAK! Jasne, zero problemu – odpowiedział szybko Tadashi
-Czyli mogą tu dziś przyjść znajomi o 16?
-Oczywiście.
-To jesteśmy umówieni, dzięki kocham cię, pa!
-Ja ciebie teee.. – urwał, bo doszło do niego, że wypowiedź koleżanki nie ma głębszego znaczenia. Honey spojrzała na niego jeszcze raz i zrozumiała co przed chwilą palnęła, a potem pośpiesznie ruszyła w stronę tramwaju.
-Oooooo… jestem z ciebie taka dumna! – krzyknęła ciocia Cass wyłaniając się zza kuchennego blatu. Mały Hiro mimo, że nie wydawał z siebie dźwięku ruszał ustami w rytm piosenki ,,zakochana para…” obdarzając brata kpiącym spojrzeniem.
,,Nie żyjesz, braciszku”- odpowiedział mu również bezgłośnie Tadashi po czym zaczął gonić młodszego Hamadę po całej kawiarni, w której na szczęście ubyło już klientów.
***
Szesnasta. Godzina śmierci słynnego frajera z San Fransokyo.
Starszy Hamada chodził po lokalu próbując ogarnąć całe zamieszanie. Ciocia miała problem z wyprawieniem do domu kilku uzależnionych od ciast i gier komputerowych maniaków więc obowiązek dekorowania tortu spoczął na Hiro, który bawił się czerwonym lukrem, perełkami i kwiatkami z jadalnego papieru. Kilka miał już nawet we włosach.
- W sumie… aż tak źle nie jest, balony się trzymają, tort prawie gotowy… nie będzie źle.. czekaj… Hiro! Jak wygląda tort?
Z zaplecza wyłonił się wózek tortem. Dzieciak, który go pchał był tak niski, że nie było go z początku widać. Potem stanął obok swojego dzieła i czekał na opinię brata.
-Hiro - zaczął Tadashi siląc się na spokojny ton- CZEMU TEN TORT JEST CAŁY UPSTRZONY SERDUSZKAMI?!
-Bo… ona ci się podoba, nie? - zapytał spokojnie mały.
- Co???? Nie, bo ja... - zaczął Tadashi - a zresztą... nieważne, bo…
Nie skończył ponieważ z przerażeniem zarejestrował fakt, że Fred, Gogo, Wasabi i Honey zmierzali w stronę kawiarni.
Westchnął i postanowił po prostu pogodzić się z losem.
***
Jednak nie było tak źle. Przyjaciele zaśpiewali ,,sto lat, sto lat…” w pięciu językach… ale o tym kiedy indziej. Zjedli pyszny tort – Tadashi wytłumaczył serduszka weną artystyczną brata, potem marchewkowe lody - ulubiony smak Honey i dali prezent – zestaw małego chemika.
Wszystko poszło po myśli starszego Hamady… z początku. Nikt im nie przeszkadzał - ciocia zaszyła się w kuchni, a Hiro w piwnicy. Potem oczywiście musiało coś się stać. Nagle dało się usłyszeć głośne " BUM" a po nim przenikliwe "miauuuuu!". Goście zwrócili głowy do źródła hałasu. Do pomieszczenia wleciał Moher. DOSŁOWNIE.
- Co do jasnego pierwiastka tu się dzieje ? - Honey wytrzeszczyła oczy.
- Aaaaaa! To prototyp moich butów Iron Mana!
- Chyba jakieś średnio udane - zakpiła Gogo. Kot właśnie niszczył wnętrze kawiarni.
-HIROOOOOOO!
Ze względu na niecenzuralne treści i drastyczne sceny pominiemy moment spotkania dwóch braci oraz paniczne próby cioci uratowania Hiro z rąk Tadashiego.
Ostatecznie mali naukowcy tańczyli ze szczotkami sprzątając po całym zamieszaniu. Na koniec już spokojny nastolatek został z Honey sam na sam. Wreszcie.
-Dziękuję ci, że to zorganizowałeś-powiedziała i pocałowała go w policzek.
-Eee… nie ma sprawy.. - wybełkotał.
Potem dziewczyna wyszła z kawiarni, a on… zemdlał z wrażenia lądując twarzą w twarz z podłogą. Może kiedyś z tego wyrośnie.
Przyjemnej lektury
Komentarze mile widziane
- A po co ci świeczki? – zdumiała się ciocia Cass
- No... do tego tortu co miałaś zrobić! Tego o którego prosiła cię Honey! – odkrzyknął załamany chłopak. Ta cała sytuacja go przerastała. Nie miał doświadczenia w przygotowywaniu przyjęć urodzinowych i pewnie w ogóle by się za to nie zabrał, ale skoro Honey tak go ładnie poprosiła… Nie potrafił jej odmówić.
-Mam! Mam! Znalazłem w safie! – krzyczał Hiro biegnąc po stromych schodach w kierunku Tadashiego i ściskając w rączce pudełko czerwonych świeczek. Podał bratu zgubę i uśmiechnął się od ucha do ucha pokazując przy tym swój brak jedynki.
- Dzięki, mały – Tadashi uśmiechnął się do braciszka i zmierzwił mu i tak potarganą czuprynę. - Nie! Nie tak! – zawołał i pobiegł do opiekunki starającej się ładnie rozmieścić balony w kawiarni.
Wysłał ciocię do kuchni, żeby zaczęła robić tort, a sam wszedł na drabinę. Właśnie ,,bawił się” przymocowując balony do karnisza, kiedy usłyszał głośne ,,Cześć Tadashi!”
Spojrzał w dół i zobaczył szeroko uśmiechniętą Honey Lemon we własnej osobie. Oślepiony blaskiem jej okularów stracił równowagę i nie wiadomo, czy na jego szczęście, czy nieszczęście spadł prosto w jej ramiona. Z jednej strony był zachwycony, a z drugiej zażenowany całym widowiskiem i wzrokiem około piętnastu klientów kawiarni. Dało się słyszeć także ciche chichotanie zza blatu należące do małego Hiro.
Nastolatek lekko oszołomiony w mgnieniu oka stał już obok swojej wyższej o głowę przyjaciółki.
Jego twarz pokryta była wielkim rumieńcem.
- Okej… to…- zaczęła lekko skołowana Honey- ta oferta urodzin jest nadal aktualna?
-Tttt.. tak, tak, TAK! Jasne, zero problemu – odpowiedział szybko Tadashi
-Czyli mogą tu dziś przyjść znajomi o 16?
-Oczywiście.
-To jesteśmy umówieni, dzięki kocham cię, pa!
-Ja ciebie teee.. – urwał, bo doszło do niego, że wypowiedź koleżanki nie ma głębszego znaczenia. Honey spojrzała na niego jeszcze raz i zrozumiała co przed chwilą palnęła, a potem pośpiesznie ruszyła w stronę tramwaju.
-Oooooo… jestem z ciebie taka dumna! – krzyknęła ciocia Cass wyłaniając się zza kuchennego blatu. Mały Hiro mimo, że nie wydawał z siebie dźwięku ruszał ustami w rytm piosenki ,,zakochana para…” obdarzając brata kpiącym spojrzeniem.
,,Nie żyjesz, braciszku”- odpowiedział mu również bezgłośnie Tadashi po czym zaczął gonić młodszego Hamadę po całej kawiarni, w której na szczęście ubyło już klientów.
***
Szesnasta. Godzina śmierci słynnego frajera z San Fransokyo.
Starszy Hamada chodził po lokalu próbując ogarnąć całe zamieszanie. Ciocia miała problem z wyprawieniem do domu kilku uzależnionych od ciast i gier komputerowych maniaków więc obowiązek dekorowania tortu spoczął na Hiro, który bawił się czerwonym lukrem, perełkami i kwiatkami z jadalnego papieru. Kilka miał już nawet we włosach.
- W sumie… aż tak źle nie jest, balony się trzymają, tort prawie gotowy… nie będzie źle.. czekaj… Hiro! Jak wygląda tort?
Z zaplecza wyłonił się wózek tortem. Dzieciak, który go pchał był tak niski, że nie było go z początku widać. Potem stanął obok swojego dzieła i czekał na opinię brata.
-Hiro - zaczął Tadashi siląc się na spokojny ton- CZEMU TEN TORT JEST CAŁY UPSTRZONY SERDUSZKAMI?!
-Bo… ona ci się podoba, nie? - zapytał spokojnie mały.
- Co???? Nie, bo ja... - zaczął Tadashi - a zresztą... nieważne, bo…
Nie skończył ponieważ z przerażeniem zarejestrował fakt, że Fred, Gogo, Wasabi i Honey zmierzali w stronę kawiarni.
Westchnął i postanowił po prostu pogodzić się z losem.
***
Jednak nie było tak źle. Przyjaciele zaśpiewali ,,sto lat, sto lat…” w pięciu językach… ale o tym kiedy indziej. Zjedli pyszny tort – Tadashi wytłumaczył serduszka weną artystyczną brata, potem marchewkowe lody - ulubiony smak Honey i dali prezent – zestaw małego chemika.
Wszystko poszło po myśli starszego Hamady… z początku. Nikt im nie przeszkadzał - ciocia zaszyła się w kuchni, a Hiro w piwnicy. Potem oczywiście musiało coś się stać. Nagle dało się usłyszeć głośne " BUM" a po nim przenikliwe "miauuuuu!". Goście zwrócili głowy do źródła hałasu. Do pomieszczenia wleciał Moher. DOSŁOWNIE.
- Co do jasnego pierwiastka tu się dzieje ? - Honey wytrzeszczyła oczy.
- Aaaaaa! To prototyp moich butów Iron Mana!
- Chyba jakieś średnio udane - zakpiła Gogo. Kot właśnie niszczył wnętrze kawiarni.
-HIROOOOOOO!
Ze względu na niecenzuralne treści i drastyczne sceny pominiemy moment spotkania dwóch braci oraz paniczne próby cioci uratowania Hiro z rąk Tadashiego.
Ostatecznie mali naukowcy tańczyli ze szczotkami sprzątając po całym zamieszaniu. Na koniec już spokojny nastolatek został z Honey sam na sam. Wreszcie.
-Dziękuję ci, że to zorganizowałeś-powiedziała i pocałowała go w policzek.
-Eee… nie ma sprawy.. - wybełkotał.
Potem dziewczyna wyszła z kawiarni, a on… zemdlał z wrażenia lądując twarzą w twarz z podłogą. Może kiedyś z tego wyrośnie.
Przyjemnej lektury

Komentarze mile widziane
