krucha_perfekcja:
dawno nie miałam tak udanego weekendu.
nie pamiętam już dni, kiedy tyle się uśmiechałam, śmiałam, byłam wyluzowana i cieszyłam się chwilą.
w piątkowe popołudnie wysprzątałam porządnie całe mieszkanie i nadrobiłam parę domowych obowiązków, aby mieć to jak najszybciej z głowy.
w sobotę rano, ok. 9:00 przyjechała do mnie mama, z ciastem drożdżowym (albo raczej zakalcem z kruszonką, który jak wszystkie wypieki mamy- smakował najlepiej) i cały poranek spędziłyśmy na ploteczkach przy kawie, zajadając się jej wypiekiem. aby jak najlepiej wykorzystać piękną pogodę, wybrałyśmy się na dwugodzinny spacer po pobliskim parku, który jest mniej więcej wielkości Łazienek Królewskich, a urodą i atrakcyjnością wcale mu nie ujmuje. to był nasz babski dzień, gdzie bez pośpiechu, mogłyśmy cieszyć się swoim towarzystwem, na co w ostatnich tygodniach nie było czasu, a czego bardzo potrzebowałam. mama jest moją najlepszą przyjaciółką. od zawsze. jest jedyną osobą, z którą mogę porozmawiać na każdy temat, zwierzyć się z własnych myśli i problemów. cieszę się, że jesteśmy ze sobą tak blisko- nie każdy ma to szczęście.
cały nasz wypad zwieńczyłyśmy wizytą w pobliskiej naleśnikarni, gdzie mogłyśmy sobie pozwolić na solidną porcję naleśników bezglutenowych. nie pamiętam, kiedy ostatni raz je jadłam. nie pamiętam, kiedy ostatni raz mogłam iść do knajpy i swobodnie wybrać coś z karty.
w sobotę nie liczyłam kalorii i nawet nie miałam takiego zamiaru.nie chciałam dokładać sobie stresu i psuć nastroju wyrzutami sumienia. było cudownie, świetnie spędziłam czas i to było najważniejsze, na tamten moment.
to oczywiście nie był koniec atrakcji- pod wieczór, brat zabrał mnie do swoich znajomych, abym nie siedziała sama w domu i przy okazji poznała nowych ludzi. wypiłam kilka drinków, zjadłam dwie porcje frytek, popiłam shakem- dalej nie licząc kalorii. towarzystwo było wspaniałe i zostałam bardzo ciepło i serdecznie przyjęta. czułam się zaopiekowana z każdej strony, a rozmów i śmiechów nie było końca.
jak kopciuszek, wróciłam do domu przed północą uznając to za fantastyczny dzień.
w niedzielę wróciłam do wcześniejszego dietetycznego reżimu, jednocześnie leniwie spędzając cały dzień na czytaniu książki pod kocem, z hektolitrami gorącej herbaty i dwoma przytulonymi kotami.
było warto.